poniedziałek, 27 lutego 2017

Kneipp - rozkoszne przyjemności

" Natura obficie obdarowała nas wszystkim, czego potrzebujemy dla naszego zdrowia"
                                                                                                                    Sebastian Kneipp


Zaczęłam dziś od cytatu, który znalazłam na opakowaniu olejku do masażu Diabelski Pazur. Nie wiem czemu, ale wywołał u mnie uśmiech. Wywołał wspomnienie z dzieciństwa jak u babci na działce zrywałam z kuzynem główki maku i robiliśmy z nich grzechotki. Biegaliśmy za babcią i namiętnie grzechotaliśmy tak długo, dopóki nas nie pogoniła. O łapaniu żab i wkładaniu rodzicom za bluzki już nie wspomnę :) W gruncie rzeczy to były genialne czasy beztroski i odkrywania tego co drzemie w naturze. Zbieranie polnych kwiatów, picie wody prosto ze strumienia górskiego czy bujanie się na konarach dużych drzew będzie wspomnieniem, które sprawi, że na chwilę się zatrzymam. Dlaczego o tym piszę? Gdyż takie odczucia wywołały u mnie produkty Kneipp.

Zazwyczaj tego nie robię ale chciałam jeszcze wam podać krótką filozofię marki : Jest oparta na ochronie środowiska i zasobów naturalnych (Brawo). Angażuje się w działania na rzecz ludzi i zwierząt (Jeszcze większe Brawo). Nie posiada olejów parafinowych, silikonowych i mineralnych a za to posiada roślinne czynniki pielęgnacyjne. Jak to miło gdy ktoś idzie w jakość a nie ilość i zysk. Inni powinni brać przykład !

Przechodząc jednak już do samych produktów to przedstawiam wam Olejek do masażu - Diabelski Pazur : 


Olejek ma koić i odprężać a do tego lekko rozgrzewa (również sytuację). Zawiera ekstrakt z diabelskiego pazura, olejek kajeputowy, słonecznikowy, migdałowy oraz witaminę A i E. Sądzę, że działanie witamin znacie oraz olejku słonecznikowego. Napiszę tylko, że ekstrakt z rośliny diabelskiego pazura używany jest w kosmetyce do pielęgnacji po aktywnościach sportowych a olejek kajeputowy ma działać odprężająco.

Jeżeli o mnie chodzi to ubóstwiam ten olejek. Działa na mnie i na moje zmysły rewelacyjnie. Skóra po nim jest bardzo delikatna. Olejek nie przetłuszcza jej i co ważne ładnie się wchłania. Po masażu jestem bardzo ale to bardzo zrelaksowana. Jeżeli chodzi o samo użycie to jest oszczędny. Mała ilość starcza na dużą powierzchnię. Więcej podał mi mąż, twierdząc, że już innych olejków używać nie będzie do masowania mnie. Jego ręce nie ześlizgują się, zapach jest dla niego przyjemny i nie wkurza go, że wszystko się lepi. Tak użyłam wyrazu wkurza, gdyż to jego słowa :) Wiecie a jak mąż zadowolony to i masaż z przyjemnością zrobi :) Ja mogła by leżeć tak godzinami i czuć delikatne ciepło na swojej skórze. 

Przejdźmy do Aromatycznego płynu do kąpieli - Radosna chwila relaksu. Do wanny wlewamy płyn (ilość to napełniona zakrętka do znacznika), woda między 36 a 38 stopni C i mamy gotową relaksującą kąpiel :) Zacznę od niby minusa, że woda jest czerwona i istnieje obawa o osad na wannie. W moim przypadku po kąpieli spłukałam gorącą wodą i nie było tego problemu. Za to był inny :) Nie doczytałam etykiety (tak się śpieszyłam) i nalewając płyn starłam dłonią resztkę i dotknęłam ubrania. I co ? I piękna czerwona plama :) Całe szczęście to tylko domowy fatałaszek ale ostrzegam na przyszłość. Czytajmy etykiety. 


Płyn dał mi coś co lubię czyli trwałą pianę. Może to błahostka ale dla mnie piana, która utrzymuje się to ogromna przyjemność podczas kąpieli. Mało spotykany i mocno wonny, odprężający zapach pozwolił mi odetchnąć po ciężkim dniu w pracy. Taki odpoczynek to genialna sprawa, w szczególności gdy tego czasu mamy niewiele. Olejki z czerwonego maku i konopi wpłynęły dobroczynnie na moje samopoczucie. Mogłabym siedzieć w wannie godzinę, gdyby nie przewidywany czas takiej kąpieli to 15-20 min. 

Skóra przyjemna w dotyku, stress odszedł w siną dal a w sypialni mąż czekał z olejkiem do masażu :) No czego chcieć więcej :) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz